Lofoty zimą oferują zupełnie inne doznania niż latem. Dwie zasadnicze różnice, to zdecydowanie mniejsze natężenie ruchu turystycznego oraz możliwość podziwiania zorzy polarnej. Właśnie dlatego warto odwiedzić ten archipelag zimą, choć trzeba się przygotować na niezbyt sprzyjające warunki atmosferyczne i mieć trochę szczęścia, aby móc podziwiać światła północy.
Początek listopada w północnej Norwegii oznacza zaawansowaną zimę. Słońce utrzymuje się nisko nad horyzontem tylko przez kilka godzin, temperatury raczej nie przekraczają zera i często niebo jest zachmurzone i pada śnieg. Potrafi też nieźle wiać. Jeżeli jednak będziecie mieli trochę szczęścia i sporo wytrwałości oraz odporne na mróz i wiatr ubrania, macie szansę podziwiać podczas długich polarnych nocy zorzowy spektakl.
Wybraliśmy się się do północnej Norwegii na przełomie października i listopada. Za bilety do Bodø z Gdańska zapłaciliśmy około 220 zł za osobę, z wliczonym 1 bagażem rejestrowanym na parę, linią Wizzair. Tam wynajęliśmy auto i udaliśmy się na Lofoty. Głównym celem wycieczki było podziwianie zorzy polarnej, która o tej porze roku bywa dobrze widoczna z terenów położonych w okolicach koła podbiegunowego. W zasadzie jedyną przeszkodą w jej zobaczeniu mogą być gęste chmury, które lubią spowijać te okolice.
Można powiedzieć, że mieliśmy trochę szczęścia, gdyż 2 z 5 spędzonych tam wieczorów zakończyło się pokazem świateł północy :) Poniżej kilka zdjęć zorzy na Lofotach. Pokazy nie były bardzo intensywne, na zdjęciach zieleń jest zdecydowanie bardziej intensywna niż widziana gołym okiem (przy okazji: jak robić zdjęcia zorzy polarnej), jednak warto było pomarznąć, aby zobaczyć na żywo te wyjątkowe obrazy.